Filharmonia dla nuworyszy?
Rozjuszył mnie ostatnio ks. Dr Andrzej Draguła, który robi za hamulcowego wobec różnych idei na temat rozwoju tego miasta. Dla przykładu wspomina, iż Zielona Góra nie ma potencjału by kiedykolwiek w tym mieście zaistniała opera, pochłaniająca wg ks. Draguły „ogromne pieniądze”. Czy ksiądz, hamując rozmaite inicjatywy, ma rację? Mówi jak najzupełniej słusznie o roli miasta jako centrum regionu, ale zdaje się, że nie wie cóż takie regionalne centra oferują.
Weźmy na tapetę Rzeszów, miasto porównywalne z Zielona Góra zarówno pod względem potencjału, jak i liczby ludności (ma jej tyle samo co Zielona Góra wraz z Nową Solą). Ostatnią inwestycją w infrastrukturę kulturalną tego miasta była odważna przebudowa miejscowego teatru im. Wandy Siemaszkowej do roli teatru operowego.
Rzeszów zyskał więc teatr operowy kosztem dwóch milionów złotych z budżetu samorządu. Podobnie, dzięki wsparciu Unii Europejskiej, o teatr operowy wzbogacił się pobliski Frankfurt nad Odrą, budując Kleist Forum z salą umożliwiającą wystawianie oper przez przyjezdne teatry. W Niemczech na 150 teatrów 95 to tzw. teatry operowe, technicznie dostosowane do grania oper (np. scena taka musi posiadać kanał orkiestrowy, tzw. orkiestron), posiadające często własny chór i orkiestrę, ale równie często nie utrzymujące własnych zespołów bazując na zespołach ściąganych z większych ośrodków co jest przecież normą w mniejszych teatrach operowych.
W przebudowę Filharmonii Zielonogórskiej wpakowano kilkakrotnie więcej środków samorządowych niż w Rzeszowie (całość kosztowała 17- 18 mln), mimo że z takim wkładem w Zielonej Górze stałaby już gigantyczna sala sceniczno-operowa. Nowa sala to zwykła sala, wygląda fatalnie, na jej środku wyrasta jakaś reżyserka chyba jakby w ostatniej chwili dorysowana do projektu. A można było od razu pomyśleć porządnej sali wielofunkcyjnej mogącej służyć różnym celom, także odgrywaniu oper.
Ten przybytek muz ma dziś standard godny najgorszego zaścianka pseudo-sztuki. Ostatnio słyszałem wiele różnych opinii o zielonogórskiej filharmonii. Wszystkie negatywne. Bliski znajomy mojej przyjaciółki, pewien pianista jazzowy po koncercie w owej instytucji zszokowany był też faktem że na afiszu podano zupełnie inny repertuar niż był uzgodniony w kontrakcie. Przyjaciółka pianisty opowiedziała mi iż Zielona Góra wypadła najgorzej w całym tournée obejmującym kilka miast, a sam pianista był przerażony jej wystrojem i oświetleniem.
Czemu Pani B. nie chodzi do filharmonii? "Czuję się tam jak w sali wiejskiego pegeeru" – pada odpowiedź. Sam ostatnio zawitałem w progi filharmonii. Istotnie- wrażenie z wizyty w tym oświetlonym świetlówkami przybytku kultury jest wstrząsające. Jeśli miałbym spisać wrażenia jakie odnosi wiele osób sceptycznie nastawionych co do działalności tej instytucji, to jest to odczucie iż ta instytucja jest po prostu zaściankową instytucją kultury kierowaną przez osoby pozbawione elementarnego smaku.
W Polsce podział na kulturę wysoką i tą masową jest jeszcze utrzymywany przez kręgi konserwatywne, choć gdzie indziej taki podział jest w zaniku- opera miesza się dziś ze sztuką streetartową, alternatywną, czego przykładem jest niedawna „Orientalna Księżniczka” Camille’a Saint-Saënsa wystawiona przez berlińską Neuköllner Oper, przy czym twórcy opery zachęcali widzów do „spalenia” się trawą przed sztuką, by móc zrozumieć treść sztuki traktującą o substancjach odurzających. Dyrektor artystyczny placówki, Bernhard Glocksin, zapewniał co bardziej tchórzliwych widzów, że w paleniu jointów podczas opery nie ma nic złego…
Po niedawnej bytności w "filharmonii" w pamięci została mi ordynarnie wykończona sala rodem z pegeeru (wszak ostatnio ją remontowano, można więc było poprawić jej arcyordynarny wystrój). Nowsza sala MCM ma reżyserkę wmontowaną w najbardziej absurdalnym miejscu, co zniszczyło całą jej estetykę. Nie wiem, kto projektował tą salę, niemniej w mojej opinii spartaczono ją dokumentnie.
Podczas wizyty w tutejszej filharmonii ujrzałem również rzecz która mną wstrząsnęła. Był to plakat informujący o festiwalu smyczkowym lub czymś podobnym, jednak był estetycznie tak absolutnym dnem (stylistycznie pasował do gustów Dzikiego Zachodu), że z całą powagą mogę go zakwalifikować jako najpotworniejszy plakat mojego życia. Dziwne że kultura offowa tego miasta, którą wielu adwersarzy sztucznego podziału na kulturę wysoką i ta masową ma za dno niegodne elit, potrafi reklamować się o niebo bardziej estetycznymi plakatami, czasami wręcz dziełami sztuki minimalistycznej, które nierzadko po cichu zrywałem ze skrzynek energetycznych i wsadzałem do moich małych zbiorów.
Jeśli mam podsumować moje przypuszczenia na temat filharmonii, to w mojej opinii jest ona zarządzana przez osoby pozbawione elementarnych zasad estetyki. Nie sądzę, by osoby kompletnie niekompetentne w zakresie estetyki wizualnej i których wytworem jest porażająca ordynarność tego miejsca, były w wystarczającym stopniu kompetentne w świecie muzyki. Podejrzewam, że mogą być to osoby niekompetentne również i w sprawach muzycznych.


Nie mam pojęcia kto pisał o Filharmonii Zielonogórskiej taki komentarz, ale człowiek ten chyba nie ma pojęcia co to jest kultura, co to jest sala popegerowska, co to jest pegeer i co to jest sala MCM Filharmonii Zielonogórskiej. Wydaje mi się, że wszystkie te pojęcia bardzo mu się poplątały. Chodzę do Filharmonii i jakoś nie mam odczuć podobnych do autora poprzedniego listu. On się chyba z choinki urwał. Uważam, że Filharmonia jest pięknym obiektem, z którego większość zielonogórzan jest zadowolona, małego tego wręcz szczyci się nim przed innymi miastami.Nie mam pojęcia skąd te informacje i jakich ten pan ma znajomych, ja nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak negatywnie wypowiadał się o Filharmonii. Przypomne tylko, że to ma być instytucja kultury, a nie pałac, tu ma się słuchać pięknej muzyki, nie oglądać ścian. Chociaż mi wygląd Filharmonii bardzo się podoba i nie wiem kompletnie o co poprzedniemu autorowi chodzi.Jak można Filharmonię porównać do Kawonu, to już wogóle nie wiem. Kawon to resturacja, z wszelkimi tego konsekwencjami i nie chodzi mi o to że Kawon jest zły czy brzydki, tylko Kawon i Filharmonia przepraszam bardzo, ale to nie ma tu nic wspólnego, nawet małej malutkiej mikroskopijnej wspólnej cząstki, nie można porównać. Czepia się pan kosztów budowy Filharmonii, proszę pamiętać, że Filharmonia rozpoczęła budowę w latach kiedy niczego nie było, o każdą cegłę trzeba było walczyć i budowa trwała dość długo, nie rok czy dwa, więc te koszty rozłożyły się w czasie. i jeszcze jedno napewno nie było to osiemnaście milionów. Jeżeli pan coś krytykuje, to proszę najpierw dobrze się zorientować, a potem obrzucać błotem. Dla mnie i moich znajomych Filharmonia Zielonogórska jest perełką naszego województwa, ma swój niepowtarzalny klimat i przyciąga wielu melomanów, wcale nie nowobagackich , skąd te informacje. Faktem jest że na koncert muzyki poważnej do Filharmonii, niezależnie od miasta nie idzie się w podartych dżinsach, ale w odpowiednim stroju, nie świadczy że nie przychodzą na taki koncert zwyczjni ludzie, dla których ważny jest odbiór muzyki , na najwyższym poziomie, a także pełen relaks i wyciszenie. po takim koncercie "skrzydła rosną, a dusza wzlatuje ponad przyziemne sprawy".Dorota